Tatuaż wydaje się bardzo kuszącą opcją zdobienia ciała, jednak do czasu. Los bywa przewrotny i to, co uznawaliśmy za stałe, nagle przestaje mieć dla nas pozytywny wydźwięk. Wtedy usunięcie trwałego symbolu staje się palącym problemem.
Koszty i konsekwencje usuwania tatuażu nie należą do najprzyjemniejszych spraw. Najczęściej w tym celu stosuje się lasery, które rozbijają wzór i pozwalają, by tusz został wchłonięty przez organizm. Jednak efekt nie jest spektakularny – zwykle wzór zostaje, tyle że jest niewyraźny i wyblakły. Teraz pojawia się nowa potencjalna opcja, dzięki odkryciu doktoranta Aleca Falkenhama. Opracował on technikę, która opiera się na pokrywaniu tatuażu specjalnym kremem. Pomysł jest w fazie testów, jednak rezultaty dają dobre prognozy. Odpowiednio skomponowany krem w pewnym stopniu zbiera szkodliwy atrament w prostszy i zdrowszy dla organizmu sposób niż ten z wykorzystaniem lasera.